piątek, 9 maja 2014

Jak być coachem dla: noworodka i niemowlaka (1-3 miesiące)? Po prostu bądź.

Z wielką przyjemnością zaczynam nową serię "Jak być coachem dla...". Zmierzę się w niej z połączeniem coachingu z rodzicielstwem. W końcu po to powstał ten blog:) Chciałabym, aby każdy post z tej serii dotyczył jednego okresu w życiu dziecka i roli rodzica-coacha w tym czasie. Jak będzie, zobaczymy. A teraz zaczynamy...

Na wstępie chcę napisać, że coachem-rodzicem warto zacząć być jeszcze przed pojawieniem się naszego dziecka na świecie. Okres ciąży można potraktować jak sesję kontraktową, na której coach nawiązuje pierwszą relację z coachee, zapoznają się, ustalają cele wspólnej pracy. W rodzicielstwie to czas, aby zastanowić się, jak chcemy sobie poukładać wzajemne relacje z dzieckiem, to czas na zapoznanie się i nawiązanie więzi. To także idealny okres, aby pozbyć się własnych demonów przeszłości, czyli wzorców rodzicielstwa, które w sobie nosimy (bo np. przekazali nam je nasi rodzice), a których nie chcemy kontynuować. Ciąża jest także doskonałym momentem na pracę nad sobą, otwarciem umysłu na nowe idee, zerwaniem z ograniczającymi przekonaniami.
Jedno jest pewne - aby być coachem dla swojego dziecka, sami musimy być wolni, nie ograniczeni schematami, wdrukami, przekonaniami. Czas ciąży jest więc czasem na coaching rodziców.

A jak być coachem dla noworodka i niemowlaka, który nie ukończył jeszcze trzech miesięcy? Początek rodzicielstwa to idealny czas na ćwiczenie pierwszej i najważniejszej umiejętności coachingowej: podążania za drugą osobą, towarzyszenia jej. Kaj do ukończenia trzeciego miesiąca życia był dla mnie zagadką. Dopiero uczyłam się komunikowania z nim. Godziłam się na to, aby to mój syn prowadził mnie przez swój świat. Ja postanowiłam odłożyć pokazywanie mu mojego świata na drugi kwartał jego życia. Kwartał pierwszy przeznaczyłam na towarzyszenie Kajetanowi. To on decydował, dokąd mnie zabierze i co mi pokaże. Pozwolić iść drugiej osobie w jej tylko znanym kierunku - to bardzo ważna umiejętność coachingowa. Bez umiejętności podążania (z jednoczesnym wycofaniem własnej mapy), nie ma coachingu.
Właśnie... mapa - pojęcie, z którym po raz pierwszy spotkałam się u Macieja Bennewicza. Każdy ma swoją mapę (czyli wizję świata, to co o nim myśli, co widzi, jak go odbiera itd.), ale żadna mapa nie jest terenem (czyli niczyja wizja i niczyje myśli nie są obiektywną prawdą o rzeczywistości). Każdy ma inną mapę. Aby coaching był możliwy, coach musi wycofać własną mapę i zacząć podążać ścieżkami, przez które poprowadzi go coachee (coachee, czyli osoba coachowana prowadzi nas ściezkami po swojej mapie oczywiście).



Macierzyństwo sprawiło, że trening wycofywania własnej mapy był moją codziennością. Starałam się widzieć punkt widzenia Kajetana i nic innego mnie nie interesowało. Było to trudne doświadczenie, bo Kajtek ciągle płakał. Postanowiłam zrozumieć istotę tego płaczu i zaakceptować ekspresyjność mojego syna. Wraz ze zrozumieniem i akceptacją, Kajetan uspokoił się:)

I tutaj przyszła kolej na następną umiejętność coachingową, którą rodzice ćwiczą w pierwszych miesiącach życia dziecka: zaufanie. Coach musi zaufać coachee. Ufam w to, że moje dziecko ma potencjał do tego, aby być zaradnym, silnym i kreatywnym człowiekiem. Wiem, że potrafi wybierać to, co dla niego jest dobre.

Z zaufaniem miałam największy problem. Bo jak zaufać tygodniowemu noworodkowi, który nie chce pić mojego mleka? A jednak! Okazało się, że ma na nie alergię! Zaufanie do dzieci próbują zburzyć wszyscy doradcy, lekarze itp. Dziecko cały czas jest oceniane, ma wpisywać się w schematy, o czym już pisałam. Trudno w takich warunkach o atmosferę zaufania, ale jednak jest to możliwe. Nam się udało.

Kolejną umiejętnością coachingową, którą rodzice ćwiczą w pierwszym kwartale życia dziecka, jest partnerstwo, czyli porozumienie i współpraca. Możemy nakazać noworodkowi wiele rzeczy, ale on i tak tego nie wykona:) Jeśli zrozumiemy jego motywy i zaczniemy z nim współpracować, możemy osiągnąć naprawdę dużo.

W partnerstwie z Kajetanem szybko wróciliśmy do normalnego życia. Możemy pracować, robić to, co lubimy. Jesteśmy sami - nie mamy opiekunki, ani rodziny do pomocy. Wiemy, jak ważne jest wzajemne poszanowanie swoich potrzeb i współpraca. To przydaje się nie tylko w coachingu!

Od dr. Smółki dowiedziałam się kiedyś, że coach jest jak ogrodnik, który dbając o roślinkę, stwarza jej grunt do rozwoju, pozwala jej kwitnąć. W pierwszych trzech miesiącach życia dziecka, rodzice tworzą właśnie taki grunt. W kolejnych miesiącach nasza najdroższa roślinka nabierze niesamowitego tempa rozwoju i pięknie zakwitnie:)

1 komentarze:

avatar
Anonimowy DeleteReply

W końcu coś ciekawego o coachingu rodzicielskim. W necie znalazłam jeszcze jedno fajne źródło: http://www.turba.pl/dzialy/coaching-rodzicielski/

Obsługiwane przez usługę Blogger.