poniedziałek, 19 maja 2014

Rok wcześniej...

W tamtym roku o tej porze po raz pierwszy pomyślałam, że mogę być w ciąży. W weekend 18-19 maja 2013 roku byliśmy w Warszawie. W sobotę siedzieliśmy na łóżkach w hotelu Marriott i poczułam się tak dziwnie, tak ciężko. Chwilę później, jedząc kebab i pijąc piwo, poczułam bardzo wyraziste smaki. To samo piwo nigdy wcześniej tak nie smakowało. Gdybym wówczas sądziła, że jest jakakolwiek szansa na to, że jestem w ciąży, oczywiście bym tego piwa nie piła. Szansy jednak raczej nie było.
W niedzielę zjadłam największe śniadanie w swoim życiu. Zaczęłam od tego, co zwykle - chyba z przyzwyczajenia zjadłam jajecznicę i kanapkę. Na tym nie skończyłam - pochłonęłam gofry z bitą śmietaną i wiśniami, a wszystko popiłam koktajlem mleczno-truskawkowym. To było nie w moim stylu. Nie lubię mleka ani słodyczy.
Po śniadaniu pobiegliśmy na uczelnię. Czułam się tak ciężko. Nic dziwnego, w życiu rano tyle nie zjadłam.
Na zajęciach spojrzałam na swój wielki (po obfitym śniadaniu) brzuch i pomyślałam: może będziemy mieli dziecko? Szybko dodałam jednak: nie, to niemożliwe. Zrobiło mi się smutno i postanowiłam, że obgadam z Piotrem sprawę posiadania potomstwa - adopcja, in vitro... Po chwili uczyniłam z tego temat debaty całej grupy:)

W poniedziałek 20 maja nie wytrzymałam i pobiegłam do galerii handlowej. Powód miałam ważny - kupić kapustę kiszoną na surówkę i pastę do zębów. W Rossmannie kupiłam też test ciążowy.
Wracając do domu złapała mnie burza i ulewa. Szłam całkiem zmoczona i z nieznanych mi powodów byłam totalnie szczęśliwa. Wiosna, deszcz, burza - co za szczęście...
W domu pobiegłam do łazienki, zrobiłam test i nie mogłam uwierzyć - dwie kreski!!!!!!!!:))))))))) Czyżby cud?
Wyszłam z łazienki, chciałam powiedzieć Piotrowi, ale Piotr poprosił, abym przytrzymała mu naszą wielką i ciężką drukarkę. Oczywiście odmówiłam - w końcu jestem w ciąży i nosić ciężkich rzeczy nie mogę:)
Zabrałam się za obiad - pstrągi pieczone, ziemniaki pieczone, surówka z kiszonej kapusty. Mniam. Piotr wyjął z lodówki zimnie piwko.

Wtedy powiedziałam: chyba nie powinnam pić tego piwa, bo może jestem w ciąży.

Po obiedzie szybko wyszukałam polecanych ginekologów do prowadzenia ciąży. Piotr zadzwonił. Widziałam z jaką radością i nadzieją mówi, że być może będziemy mieli dziecko i chcemy to potwierdzić. Niesamowite, pomyślałam, nigdy nie sądziłam, że Piotr będzie się tak cieszyć na wiadomość o ciąży.

Kolejnego dnia, 21 maja 2013 ok. godz. 11-12, dowiedziałam się od lekarza, że za wcześnie przyszłam, bo takich ciąż jeszcze na usg nie widać, ale żebym nie była rozczarowana wizytą, to zrobimy usg. A jednak! Było widać! Kilka milimetrów pięciotygodniowej ciąży!

Po wyjściu wsiadłam do auta i napisałam do Piotra SMS: gratuluję, jest ziarenko.
Tak się umówiliśmy. Piotr prowadził tego dnia szkolenie, więc nie mógłby odebrać telefonu.
Już jadąc do Sopotu na wizytę u ginekologa, obmyśliłam treść SMSów w dwóch przypadkach - jeśli ciąża się potwierdzi lub jeśli się nie potwierdzi.

Dalej nic nie pamiętam. Nie mam pojęcia, co wydarzyło się, gdy ruszyłam w drogę powrotną. Nie wiem, jak dalej wyglądał ten dzień. Byłam w totalnym szoku, straciłam chwilowo pamięć:)

Jeśli ktoś przeczytał to wszystko, to przepraszam, że musiał czytać tyle mało ciekawych szczegółów. Chciałam to wszystko zapisać, aby nie zapomnieć.

Gdyby ktoś wtedy powiedział mi, że za rok będę miała tak wspaniałego syna, nie uwierzyłabym.



Obsługiwane przez usługę Blogger.