Jednocześnie bardzo bałam się tego ścisłego owijania. Nie miałam przekonania, czy to nie zaszkodzi bioderkom. Przejrzeliśmy ofertę różnych otulaczy. Większość nie przekonała nas. Nie lubimy kupować rzeczy, które prawie niczym nie różnią się od tego, co już posiadamy. A większość otulaczy przypominała nam po prostu cienkie kocyki, których już trochę mamy.
W końcu, dzięki jakiemuś blogowi lub forum (już nie pamiętam), odkryliśmy Woombie.
Czym różni się Woombie od innych otulaczy?
- Przede wszystkim jest wykonany z elastycznego materiału. Dziecko może zachować swobodę ruchów, przy jednoczesnym ograniczeniu ruchów gwałtownych (jak odruch moro).
- Ważne jest też to, że dobiera się go dokładnie do wagi dziecka, co gwarantuje odpowiednie dopasowanie (nie martwię się już tak o to, że zbyt ściśle owinę Kajtka i zaszkodzę jego bioderkom).
- Jest bardzo łatwy w użyciu. Zapinany na zamek i guziczek. Myślę, że każdy sobie z nim poradzi.
Oprócz tego otulacza, kupiliśmy też zwykły rożek (bez usztywnienia), który polecało nam wiele osób.
Zobaczymy, jak sprawdzi się w praktyce (o ile w ogóle będzie nam potrzebny). Opiszemy doświadczenia na blogu.
5 komentarze
osobiście jestem przeciwniczką ścisłego utulania dziecka, uważam,że dziecko powinno mieć swobodę ruchów. Ale rożek polecam-dziecko może swobodnie ruszać rączkami, ale jednocześnie jest otulone, a nam rodzicom dużo łatwiej takiego maluszka nosić.
Też mam mieszane odczucia co do ścisłego otulania (głównie ze względu na te bioderka, o czym pisałam). Kupiliśmy ten otulacz w celach eksperymentalnych - zobaczymy i opiszemy na blogu. Myślę, że go użyjemy, jeśli Mały będzie miał silny odruch moro.
Moje dziecko od zawsze protestowało, gdy próbowałam je ciasno owinąć. U nas by się nie sprawdziło. :)
"dziecko powinno mieć swobodę", nie ma większej kary dla takiego świerzo narodzonego dziecka! Polecam rozmowę z pediatrą lub położną...
Bo otulanie to tylko pierwszy krok a nie przycisk do uspokajania dziecka...