poniedziałek, 20 października 2014

Coaching rodzicielski - co to, po co i dla kogo?

Ostatnio zwróciła się do nas pani redaktor z pewnego magazynu z prośbą o kilka informacji, dotyczących coachingu rodzicielskiego.
Pytania, które nam zadała, wskazywały na to, że coaching rodzicielski jest dla wielu osób nadal czymś całkiem nieznanym.
Przytoczę więc tutaj kilka pytań i naszych odpowiedzi, których udzieliliśmy w związku z publikacją materiału, dotyczącego coachingu.
Może to trochę wyjaśni, a może sprowokuje Was do zadania pytań, na które chętnie odpowiemy:)
 


Czym jest coaching rodzicielski?
Coaching rodzicielski to specyficzna odmiana coachingu, w której rodzic wspiera dziecko w rozwoju i osiąganiu celów, zwiększając przy tym jego świadomość, poczucie odpowiedzialności i sprawczości. Możemy mówić bardziej o podejściu coachingowym w wychowaniu niż o coachingu w tradycyjnym rozumieniu cyklu sesji.

Po co rodzic ma być coachem czy miłość rodzicielska nie wystarczy w wychowaniu dziecka?
Być może miłość wystarczy. Ale tu nie chodzi o to, co jest potrzebne, aby wychować dziecko, a o to JAK chcemy je wychować. Nadrzędnym celem każdego rodzaju coachingu jest zwiększenie świadomości, poczucia odpowiedzialności i sprawczości. Coaching rodzicielski ma taki sam cel nadrzędny. Jeśli ktoś chce wychować dziecko na świadomego siebie człowieka, który wie, że ma wpływ, na to, co go w życiu spotyka i przyjmuje za to odpowiedzialność, to podejście coachingowe jest dobrym rozwiązaniem (choć pewnie nie jedynym).

Czy każdy rodzic może nim zostać? Jakie predyspozycje powinien mieć rodzic aby nim zostać?
Rodzic-coach powinien spełniać podobne warunki, jakie spełnia każdy coach. Nadrzędna jest umiejętność towarzyszenia, facylitacji, umiejętność świadomego słuchania. Niezbędna jest umiejętność przekazania (a raczej nie odbierania) odpowiedzialności drugiej osobie. Przydają się takie umiejętności jak odzwierciedlanie, parafrazownie i inne umiejętności z zakresu skutecznej komunikacji. Potrzebna będzie też wiedza o podejściu coachingowym w wychowaniu. Każdy rodzic, o ile bliskie jest mu podejście coachingowe, może zostać coachem, ale niektórzy będą musieli poświęcić więcej czasu, aby się tego nauczyć.
Podejście coachingowe sprawdzi się najlepiej rodzicom, którzy sami na sobie doświadczyli mocy coachingu.

W jakich sytuacjach, relacja coachingowa z dzieckiem najbardziej się sprawdza?
Ciężko mówić o wybranych sytuacjach. Podejście coachingowe dotyczy całego wychowania, a nie wybranych aspektów, czy sytuacji. Będzie nieskuteczne, jeśli sprowadzimy je jedynie do interwencji w określonych sytuacjach, podczas gdy w innych aspektach będziemy mieli inne podejście w wychowaniu. Konkretne techniki coachingowe sprawdzają się w sytuacjach pracy nad osiągnięciem celów, szukania zasobów i mocnych stron, motywowania, planowania i świadomego kształtowania życia, pracy z obawami i przekonaniami.

Jakie są metody coachingowe, które rodzic może zastosować w pracy z dzieckiem?
Tak, jak wspomnieliśmy wyżej, coaching rodzicielski nie polega na stosowaniu wybranych metod, a na całościowym podejściu do wychowania dziecka.
Rodzic może zastosować prawie każdą technikę (metodę) coachingową wobec swojego dziecka, zależnie od tego, w jakim jest ono wieku i jakiego wsparcia aktualnie potrzebuje. 
Nawet najbardziej popularny model coachingu efektywności – GROW (polega na sformułowaniu celu, czyli stanu pożądanego, następnie opisaniu stanu obecnego i porównaniu go z celem, później szukaniu możliwych opcji działania, aby osiągnąć cel, a na końcu wybraniu konkretnych działań, które się podejmie) – sprawdzić się może w przypadku nastolatka. 
Można zastosować pracę z różnego rodzaju kołami (koło życia, koło wartości, koło satysfakcji), żeby dziecko przyjrzało się temu, co jest dla niego ważne i jak dba o poszczególne obszary. 
Można pracować dużo w obszarze wartości. Już samo uświadomienie sobie, jakie wartości mają znaczenie w życiu nastolatka, może być dla niego bardzo ważne. 
Codzienne życie usprawnić może zastosowanie intencji implementacyjnej (czyli szczegółowe opisanie, co zrobimy, jak to zrobimy, gdzie i kiedy to zrobimy – co bardzo zwiększa prawdopodobieństwo, że dana rzecz zostanie faktycznie zrobiona).
Pojedyncza metoda nie będzie jednak skuteczna, jeśli całe wychowanie będzie sprzeczne z ideą coachingu.

read more

czwartek, 16 października 2014

BLW czy łyżeczka?

Jeszcze w ciąży zdecydowałam, że Kaj będzie żywiony metodą BLW. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że ta metoda przyjmuje za oczywiste założenie, które nie zawsze jest prawdziwe. BLW zakłada, że dziecko zawsze chce pić mleko. Metoda polega więc nam tym, że dajemy bobasowi wybór, co do tego, co on zjada, a on zawsze wybiera mleko (oczywiście wybiera też inne pożywienie, ale podstawą jego żywienia jest mleko i to ono dostarcza mu niezbędnych składników).

Otóż to założenie okazało się głupie i fałszywe. Zdarzają się takie cuda (którym niektórzy lekarze, fanatycy karmienia piersią i fanatycy metody BLW zaprzeczają), że niemowlak mleka pić nie chce. Pisałam już o tym wielokrotnie, ale przypomnę. Kaj odrzucił pierś po pierwszych próbach karmienia. Ściągnięte mleko pił butelką, ale miał od niego straszne bóle brzucha. Zdiagnozowano alergię na białko i nietolerancję laktozy. Pił mieszanki mlekozastępcze i mleko kozie do 4 miesiąca. Gdy w czwartym miesiącu skosztował innych pyszności, odmówił picia mleka całkowicie. Teraz zgadza się wypić ok. 150-200 ml mleka dziennie, zazwyczaj w nocy przez sen. Alergia minęła. Pije teraz moje mleko z piersi oraz mleko ryżowe.
Wracając do BLW. Wszystko jest pięknie, jeśli założenie, że dziecko pije mleko jest spełnione. U nas nie było. Musieliśmy zadbać o to, aby Kaj otrzymywał wszystkie niezbędne składniki z innych źródeł. Od początku 6 miesiąca wprowadzaliśmy BLW, ale Kajko wcale nie wybierał tego, co wartościowe. Najchętniej jadł chleb i masło. Nie wybierał mięsa, jajek itp., bo nie umiał ich zjeść (mięsa nie mógł pogryźć, a jajka rozpadały mu się w rączkach, zanim trafiły do ust). Gdy dostał jogurt, wylewał go na siebie prawie w całości. Utrzymaliśmy więc karmienie łyżeczką. Nie wycofaliśmy się jednak z BLW.
Nie jest prawdą to, co można przeczytać w wielu źródłach, że dzieci karmione łyżeczką gorzej sobie radzą z przeżuwaniem i połykaniem dużych kawałków. Kajtek nigdy nie miał z tym problemów.
Nie jest prawdą też to, że takie BLW nie ma sensu, bo jednak coś narzucamy dziecku. Ma sens, bo dziecko uczy się jeść różne rzeczy, ma wybór tego, czy coś zje i ile zje. Czerpie korzyści z jedzenia wspólnych posiłków z rodziną, a wiadomo, że to wpływa na rozwój.
Nic Kajetanowi nie narzucamy. Jeśli czegoś nie chce, to nie dostaje tego łyżeczką. Nie widzę jednak nic złego w tym, że pomogę mu zjeść jogurt, który uwielbia, ale którego nie potrafi sam zjeść, czy podam mu zmiksowane mięso, które także bardzo lubi, ale nie ma czym go pogryźć.
Teraz, po 3 miesiącach BLW, Kajko zjada z nami wszystkie posiłki. Uwielbia mięso mielone we wszystkich postaciach (i zjada je sam), warzywa i makaron. Bawi się przy tym znakomicie. Posiłek zaczyna od przewrócenia talerza do góry nogami, a następnie zjada wszystko ze stołu, często wyrzucając coś na podłogę i obserwując, jak spada:)
Gdy zje (lub wyrzuci), to co ma na stole, sięga do naszych talerzy, a gdy na nich też już nic nie ma, zabiera się za półmiski, miski i garnki z jedzeniem:)
read more

środa, 8 października 2014

Miesiąc dziewiąty

Wczoraj Kajetan skończył 9 miesięcy.
Ostatnie 30 dni to dla Kajtka całkiem nowe doświadczenia. Ma za sobą pierwszy katar, kaszel (przeziębienie dopadło go, gdy byliśmy na szkoleniu pod Warszawą, długo męczył go katar, pomogła inhalacja i już jest dobrze). W mijającym miesiącu Kaj po raz pierwszy wstał i zaczął chodzić przy meblach.
Pierwszy raz został też z babcią na cały dzień.


Największy sukces:
Siadanie, siedzenie, wstawanie, chodzenie, upadanie. Kajtek jest bardzo dzielny. Jesteśmy z niego tacy dumni:) Gdy tylko nauczy się jednej umiejętności, zaraz próbuje ją ulepszać. Cały czas coś go pcha do przodu. I dobrze!
W tym miesiącu pożegnaliśmy się też z kołyską, którą Kajtek miał na swoim krzesełku do karmienia. Odkąd Kaj zaczął siedzieć, ma swoje prawdziwe krzesełko do karmienia, które stoi przy wspólnym stole. To, co się dzieje podczas posiłków przeszło nasze wyobrażenia. Kajtek bierze wszystko, co jest na stole. Wstaje na krześle i sięga do wszystkiego. Wkłada ręce do naszych talerzy i kubków. Na koniec wszystko po kolei zrzuca na podłogę. Sprzątania i prania jest cała masa, ale wiemy, że wspólne posiłki są bardzo ważne, bo rozwijają dziecko wszechstronnie. Nie będziemy więc z nich rezygnować.

Największe rozczarowanie:
Popełniliśmy błąd zostawiając Kajtka na cały dzień, gdy pojechaliśmy do Warszawy. Mogliśmy jednak pojechać na kilka dni i zabrać go ze sobą. Kajko cały dzień był bardzo dzielny. Wołał mama, ale nie płakał. Wszystko było ok. Gdy przylecieliśmy była godzina 20.30, Kaj jeszcze nie spał. Bardzo się ucieszył, gdy mnie zobaczył. Dałam mu jeszcze nową zabawkę. Przyszedł Piotr. Kaj wpadł wtedy w jakąś histerię. Był zmęczony, co jeszcze potęgowało płacz. Nie mogliśmy w żaden sposób go uspokoić. Pomogły dopiero czopki uspokajające. Zasnął po nich, ale noc też nie była lekka.
Dostaliśmy lekcję, szkoda, że zapłacił za nią Kaj. Teraz wiemy, że nie możemy zostawiać go dłużej niż na kilka godzin. System, który mieliśmy na szkoleniach w Warszawie (Kaj zostawał wtedy na maksimum 5 godzin z dziadkami) jest póki co najlepszy.

Wyzwania, cele, plany:
Wyzwaniem jest teraz nasze codzienne życie. Chodzi o takie poukładanie planu dnia, abyśmy mogli osobiście opiekować się Kajetanem. Dotąd to robiliśmy, ale ja tyle nie pracowałam, ile teraz pracuję. A gdy miałam więcej pracy, mieliśmy opiekunkę. Niestety niani dla Kajetana nie możemy znaleźć od 3 miesięcy. Chyba czas dać sobie z tym spokój i tak ułożyć życie, abyśmy oboje z Piotrem mogli pracować tyle samo i jednocześnie opiekować się Kajtkiem.

read more

piątek, 3 października 2014

Pierwsze kroki:)

Jeszcze nie całkiem samodzielne, ale są. Od końca września Kajko zaczął sam wstawać, a następnie przemieszczać się, gdy ma czego się chwycić. Chodzi sobie wokół kojca i łóżeczka, próbuje też chodzić przy meblach i przy rodzicach.
Rok temu, będąc w ciąży, w ogóle nie myślałam o tym, że za rok będziemy mieli tak mobilnego szkraba.
Kaj potrafi też schodzić tyłem z kanapy. Nauczył się tego podczas pierwszego pobytu u babci, gdy miał 5 miesięcy. Dotąd jednak po zejściu upadał, jeśli ktoś go nie złapał w odpowiednim momencie. Teraz schodzi tyłem i staje sam na nóżkach.

Kajetan w zdobywaniu nowych umiejętności jest zdecydowany i bardzo dzielny. Nie straszne mu upadki. Gdy tylko nauczy się czegoś, zaraz próbuje zrobić coś więcej. Teraz cały czas ćwiczy stanie bez trzymania się czegokolwiek. Upada, a my sprawdzamy, czy głowa jest jeszcze cała.
Miejsce, w którym najczęściej przebywa, wyłożyliśmy dywanami, ale i tak chętnie chodzi po panelach i tam najczęściej upada. Zastanawialiśmy się już nawet nad kupnem kasku, ale to przecież też nie zapewni 100-procentowej ochrony.
Wybawieniem, bez którego nie wyobrażam sobie teraz życia, okazał się kojec. Korzystamy z niego, gdy muszę gdzieś zadzwonić, otworzyć drzwi kurierowi, iść się umyć itd. W sumie Kaj spędza w kojcu nie więcej niż kilkadziesiąt minut dziennie. Dzięki temu bardzo go lubi i często sam domaga się wejścia do kojca.
read more
Obsługiwane przez usługę Blogger.