środa, 13 listopada 2013

Nasz wybór: czego nasze dziecko mieć nie będzie?

Właśnie kończymy 30 tydzień ciąży. Wyprawka jest już w całości skompletowana.
Kupowaliśmy masę różnych rzeczy regularnie od 12 tygodnia ciąży. Przez ten czas zwiększyła się m.in. ilość mebli w naszym mieszkaniu, a z konta wypłynęło trochę pieniędzy.
Ani razu nie wpadliśmy jednak w gorączkę zakupów. Wszystko było raczej przemyślane. No może raz popłynęliśmy trochę z ubrankami w jednej z sieciówek, ale więcej to się nie powtórzyło:)
Tino Peppa - maskotka pochłaniająca zapachy. Zdjęcie ze sklepu http://ekomaluch.pl, w którym ją kupiliśmy.

Wydaje nam się teraz, że kupiliśmy dla Kajtka bardzo dużo. Ale nam się tylko wydaje... Skąd to wiem? Takie odbieram sygnały z otoczenia: gdzie leżaczek, bujaczek, huśtawka, łóżeczko, karuzela, zabawki, elektroniczna niania, monitor oddechu, wanienka, no i oczywiście wózek? I gdzie w ogóle zapodział się pokój dziecięcy? Są nawet pytania o nowy samochód, bo przecież mamy taki mały, a ciągle gdzieś jeździmy, i sam kot zajmuje połowę tylnej kanapy...

Pisałam już o tym, że chcemy uniknąć podejmowania decyzji za Kajtka, dopóki go nie poznamy i nie będziemy wiedzieć, jakie ma wymagania i upodobania. Wiemy, że rodzice muszą podejmować decyzje za dzieci, ale chcielibyśmy chociaż poznać naszego syna, zanim zdecydujemy, czego potrzebuje i jakie będą jego ulubione kolory.

Nie możemy urządzić Kajtkowi pokoju, jeśli nie wiemy nawet, kiedy będzie gotowy na przebywanie w osobnym pokoju. Ciężko wybrać nam dla niego łóżeczko, jeśli nie wiemy nawet, czy będzie chciał spać w osobnym łóżeczku.
Są też rzeczy, których sensu posiadania nie rozumiemy. Np. leżaczaki i bujaczki - są wygodne dla rodziców, ale dziecko przywiązane pasami w jednej pozycji ma bardzo ograniczone możliwości poznawania świata. 
Są też takie, co do których nie jesteśmy po prostu przekonani. Np. wózek, zwłaszcza głęboki. Wydaje nam się, że dziecku lepiej jest u rodziców, np. w chuście. Wożenie naszego maluszka opatulonego w stertę kocyków nie wydaje nam się teraz dobrym pomysłem. Chyba lepiej będzie mu u mnie, pod naszą wspólną kurtką. Pewnie, gdybym rodziła latem, mielibyśmy inne zdanie (bo Maluchowi mogłoby być za gorąco), ale poród ma być w styczniu, więc na razie sensu gondoli nie widzimy. Oczywiście zakładam, że możemy w tej kwestii zmienić zdanie, jeśli Kajtek nam zakomunikuje inny punkt widzenia. Wtedy pobiegniemy kupić głęboki wózek.

Poniżej lista rzeczy, których nasze dziecko nie będzie miało (przynajmniej w momencie przyjścia na świat, bo jeśli ich zapragnie i nam to zakomunikuje, to mu kupimy:)
  1. Własny pokój (chyba za wcześnie dla noworodka).
  2. Łóżeczko z akcesoriami (będzie miał kosz i nasze łóżka, dopóki nie podejmiemy decyzji, jak spać dalej).
  3. Leżaczki, bujaczki, huśtawki (pomoc dla rodziców, ograniczenie dla dziecka).
  4. Karuzele i inne zabawki (mamy jakąś gratisową grzechotkę i kupiliśmy Peppa Tino, maskotkę, która przyjmuje zapach rodziców).
  5. Wózek głęboki z akcesoriami (mamy Quinny Zapp Xtra z możliwością wpięcia fotelika i włożenia wkładki dla niemowląt, mamy też chustę).
  6. Wanienka z akcesoriami (mamy tylko wiaderko do kąpieli).
  7. Elektroniczna niania, monitor oddechu itp. (chyba i tak cały czas któreś z nas będzie z Maleństwem).
  8. Proszki do prania i kosmetyki dla dzieci (pierzemy w kulach, dodamy do nich tylko odkażacz do pieluch, z kosmetyków mamy jakieś próbki kremów, płynów, poza tym sami używamy produktów eko i dla niemowląt, więc coś się w domu znajdzie - zobaczymy, co będzie potrzebne).
  9. Podgrzewacz (jeszcze nie odkryliśmy jego funkcji - jak uznamy, że nam go brakuje, to kupimy).
  10. Sterylizator (podobnie jak z podgrzewaczem - chyba musimy poczuć na sobie skutki jego braku).
  11. Termometr do wanienki (patrz pkt 9 i 10).
Oboje z Piotrem mamy naturalną tendencję do antykonsumpcjonizmu. Lubimy mieć mało rzeczy, ale za to wysokiej jakości. Przenosimy tę tendencję na Kajtka, bo inaczej czulibyśmy, że robimy coś wbrew sobie.
Jeśli jednak ktoś będzie chciał nas przekonać, aby kupić coś z listy rzeczy wykreślonych, chętnie poczytamy komentarze (może nawet zmienimy zdanie?).



2 komentarze

avatar

Z wieloma rzeczami się zgadzam,bo my też zrezygnowaliśmy z bujaczka,huśtawki,elektronicznej niani. Sterylizator i podgrzewacz uważam za zupełnie zbędne wymysły-w końcu każdy ma wodę i czajnik w domu i może gorącą wodą wysterylizować smoczek czy butelkę.
Natomiast co do wózka, to nie wyobrażam sobie,jak można go nie mieć. Gondola jest potrzebna nawet bardziej zimą niż latem-dziecko okryte kocykiem ma w niej cieplutko, nie wieje mu. Nie wyobrażam sobie spacerów z dzieckiem na rękach-nawet pomimo chusty. Czasem trzeba wyjść na dłużej i nie wiem,czy wtedy chusta jest dobrym rozwiązaniem. Owszem w stelaż można wpiąć fotelik, ale gondolka jest jednak zdrowsza dla dziecka. No i maluszek może ułożyć się tak,jak mu wygodnie.
Łóżeczko mieliśmy drewniane, ale Filipek nie spał w nim,bo śpi z nami od urodzenia. Pomimo to łóżeczko bardzo się przydaje-np.kiedy chcesz wyjść do toalety,czy zrobić coś w kuchni, wtedy można maluszka zostawić w łożeczku bez obawy,że spadnie np. z łóżka. Karuzelka nad łóżeczkiem też się przydała-Filipek uwielbiał się na nią patrzeć, a my mogliśmy w spokoju zjeść śniadanie. Kiedy mały zaczął siadać zmieniliśmy łóżeczko drewniane na turystyczne-bepzieczniejsze dla dziecka. Nadal służy tylko do zabawy.
Termometr do wody też sobie odpuściliśmy-temperaturę sprawdzaliśmy zwykłym rtęciowym, a póniej już na oko, a raczej rękę;)
Natomiast zupełnie nie rozumiem punktu na temat zabawek-naprawdę waszemu synowi nie chcecie kupić żadnych grzechotek,czy maskotek? Przecież już w drugim miesiącu życia dziecko zaczyna się bawić i wielką frajdę sprawia mu szeleszczenie, grzechotanie, dotykanie. Wiadomo,że nie warto przesadzać, ale ja nie wyobrażam sobie jak dziecko może nie mieć zabawek.
No i muszę przyznać,że nie bardzo rozumiem Wasz punkt widzenia-przecież niemowlę nie zakomunikuje Wam jaki kolor chce mieć,czy woli wózek,czy chustę,czy chce mieć zabawkę. To my rodzice jesteśmy od tego,aby dbać o wygodę i rozwój naszego malucha. Oczywiście z dbalością i szanowaniem jego potrzeb. No i bez przymuszania do czegokolwiek.

avatar

Moja siostra urodziła w styczniu i choć miała super wózek 3w1 gondolę użyła może 2 razy (choć uwielbia wózki i nie ma żadnej chusty). Po prostu z 1, 2-miesięcznym dzieckiem nie wychodziła na długie spacery mroźną zimą bez samochodu (a w samochodzie gondola się nie mieściła). Na krótkie spacery, łatwiej było małą inaczej przetransportować, niż ściągać gondolę z 3 piętra. Myślę, że każdy z nas woli inne rozwiązania. My próbujemy akurat takiego, bo nie lubimy pchać wózków, a dzieci na całym świecie od tysięcy lat były raczej noszone niż wożone (wózki pojawiły się chyba z myślą o nianiach, a nie rodzicach). Jak się to nie sprawdzi, kupimy super wózek.
Co do łóżeczka - mamy, póki co, kosz i nie mówimy, że Kaj nie będzie miał łóżeczka - po prostu nie mamy pojęcia, jakie kupić, aby mu się podobało. Nie wiemy też, gdzie będzie chciał spać.
Najlepsze zabawki mamy przecież w domu - mamy mnóstwo szeleszczących, kolorowych przedmiotów. Jak Kajko pozna je wszystkie, to kupimy mu pewnie nowe (czyli tradycyjne zabawki). Maskotkę-przytulaka będzie miał:)
Obserwując dzieci (w tym kilkumiesięczną siostrzenicę) odnoszę wrażenie, że one jednak sporo komunikują - pokazują, czy wolą wózek, czy wolą być noszone (chyba, że jest to egzemplarz, który lubi jednakowo jedno i drugie). Dziecko pokazuje też, jakie kolory, wzory, faktury lubi bardziej, a jakie mniej (wystarczy dać mu dwa różne kocyki do wyboru). Nawet kot nam pokazuje, że woli owczą wełnę od polaru, nasze łóżko od swojego, transporter okrągły od podłużnego itp. więc nie rozumiem, dlaczego dziecko miałoby tego nie pokazać?
Jesteśmy przekonani, że ze światem można komunikować się na wiele sposobów - wystarczy się odsunąć, wsłuchać i obserwować ...

Obsługiwane przez usługę Blogger.