sobota, 18 stycznia 2014

7 stycznia 2014 - bo w życiu trzeba mieć jeszcze szczęście...

7 stycznia około południa pojechaliśmy do szpitala wojewódzkiego w Gdańsku umówić się na termin cesarskiego cięcia.
Wchodząc na izbę przyjęć, usłyszeliśmy, jak jakiś lekarz mówi, że idzie na salę operacyjną i pacjenci mają na niego czekać. Zapytałam panią w okienku, czy dobrze trafiłam, chcąc umówić się na cc. Pani odpowiedziała, że lokalizacyjnie bardzo dobrze, ale moment nie jest najlepszy, bo lekarz właśnie pobiegł i będzie nie wcześniej niż za pół godziny. Odpowiedziałam, że poczekam. Pani z okienka zabrała moją dokumentację i powiedziała, że skoro i tak czekamy, to może zrobią nam ktg.
Poszliśmy do gabinetu, położna podpięła mnie pod ktg i wyszła. Wróciła po ok. 5 minutach, poprosiła, abym szybko przekręciła się na bok, po czym wybiegła wołając koleżankę. Zapytała, czy jestem ogolona, kazała mi jak najszybciej rozebrać się. Dostałam koszulę szpitalną i pobiegłam wraz z położną schodami na pierwsze piętro.


Przyjęli mnie na oddział o godzinie 12.05. Wiedziałam, że jest źle. Jakiś lekarz uspokajał mnie, dopytując, czy słyszę tętno Kajtka, które już zaczęło się podwyższać.
Dostałam znieczulenie i rozpoczęli cięcie. Bolało mnie to strasznie. Krzyczałam i płakałam. Trzymali mnie za ręce, bo mimowolnie odpychałam ręce lekarzy.
O 12.12 przyszedł na świat Kajtek. Usłyszałam głośny płacz. Za chwilę przynieśli mi go i położyli na piersi. Dostał 10 punktów.
W tym momencie poczułam, że już nic poniżej pasa nie czuję. Wcześniej był straszny ból cięcia i wyrywania dziecka.
 



Myślałam, że jest dobrze, ale później długo nie dostawałam dziecka. Po kilku godzinach przyszła pediatra i powiedziała, że mały ma zaburzenia adaptacyjne i zostaje do dalszej obserwacji na sali adaptacyjnej.
Bardzo się o niego bałam.
Po 8 godzinach wstałam, umyłam się i od razu poszłam do Kajtka. Byłam tam jeszcze kilka razy. Po 24 godzinach dostałam swoje dziecko.
Nie mogłam doczekać się wypisu, ale ciągle coś było nie tak. 10 stycznia wypisaliśmy się na własne żądanie. Szpital źle na mnie działał.

Dlaczego tak się stało? Dlaczego poród okazał się tak traumatycznym przeżyciem?
Podejrzewano infekcję wewnątrzmaciczną. Ciągle pytano mnie, czy nie miałam jakiś infekcji, chorób itp. Nie miałam. Badania też nie potwierdziły tej diagnozy.
Lekarz prowadzący moją ciążę (pracuje w szpitalu, w którym Kaj przyszedł na świat), powiedział tylko tyle: w życiu trzeba mieć jeszcze szczęście.
Wiem, że 7 stycznia nam szczęścia nie zabrakło. W wyniku szczęśliwego zbiegu okoliczności, przyszło na świat nasze największe Szczęście. Mam nadzieję, że szczęście nie będzie nas już opuszczać.

Mimo wszystko, ten najpiękniejszy dzień w moim życiu stał się najbardziej traumatycznym dniem. Nie potrafię myśleć o nim spokojnie, z dystansem... Najbardziej żal mi tego, że mój syn musiał przejść taką traumę. Stąd wynikły zapewne zaburzenia adaptacyjne. Żałuję, że nie miałam Kajko od razu przy sobie. Piotr też nie mógł z nim przebywać (oddział jest zamknięty dla ojców). Dopiero po dobie byliśmy razem, Piotr załatwił nam salę 1-osobową, na której mógł z nami być.
Teraz jesteśmy od tygodnia w domu. Jest dobrze. Kajko ma już za sobą wizytę pediatry. Rośniemy, przybieramy na wadze, przytulamy się, nosimy w chuście. Karmię moim mlekiem, ale mam problem z karmieniem piersią. Ze szpitala wyszłam z tak poranionymi piersiami, że w domu dopiero po 5 dniach mogłam przystawić Kajtka. Ale staramy się i nie odpuszczamy.


5 komentarze

avatar

Maleństwo jest śliczne!
Dobrze, że wszystko dobrze się skonczyło, ale współczuję takiego porodu. Cesarskie cięcie wiadomo,do przyjemnych nie należy, ale też nie powinno boleć.
O karmienie piersią warto walczyć, na początku nie jest łatwo, ale będzie lepiej. Polecam smarowanie maścią Bepanthen, jest bezpieczna dla dziecka i naprawdę przynosi ulgę.

avatar

CC boleć nie powinno, ale bolało strasznie...
Karmienia cały czas się uczymy. To też jest dość bolesne:)

avatar

Piękny Malec :)
Najważniejsze, że już po wszystkim i teraz w domku możesz się cieszyć Maleństwem!

avatar

Ojej straszne co się Wam przytrafiło. Pewnie jeszcze znieczulenie nie zadziałało, bo chyba Ci je dali? Najważniejsze, żeby już wszystko było dobrze.

avatar

Znieczulenie oczywiście dostałam. Może jeszcze nie zadziałało tak, jak powinno, bo od momentu przyjęcia mnie na oddział do pojawienia się Kajtka na świecie minęło tylko 7 minut.

Obsługiwane przez usługę Blogger.