wtorek, 11 marca 2014

Równowaga praca - dom

10 marca 2014 wróciłam do pracy. Wróciłam, czyli wyszłam z domu popracować trochę:) Było to dokładnie dwa miesiące po wyjściu ze szpitala po narodzinach Kajetana. W zasadzie od pierwszego dnia w domu trochę pracowałam, ale tak naprawdę robiłam bardzo mało i tylko to, co mogłam robić w domu, z dzieckiem na kolanach.

Pierwszy dzień w pracy po przerwie był niesamowity. Wszystko pachniało mi nowością. Stara teczka, stary gabinet, a jednak wszystko było takie świeże. W dodatku był to piękny, wiosenny dzień tej zimy i czułam w powietrzu świeżość.
Tego dnia zdałam sobie pierwszy raz w życiu, z taką mocą, sprawę z tego, jak ważna jest dla mnie równowaga praca - dom.
Rodzina jest dla mnie bardzo ważną wartością, ale cieszę się z niej bardziej, gdy mogę wyskoczyć na chwilę do pracy.



Ale nie o tym miał być ten post. Chciałam napisać o tym, jak to się zaczęło... czyli dlaczego dwa miesiące po porodzie mogę wrócić do pracy bez wyrzutów sumienia i bez poczucia, że stracę coś ważnego.
Teraz często słyszę teksty takie jak: "ty to masz dobrze", "nie każdy może tak pracować", "masz szczęście, że nie pracujesz na etacie" itd. Nagle otoczenie zaczyna zazdrościć wolności kształtowania swojego życia zawodowego. Wcześniej też to się zdarzało. Najczęściej przy okazji świąt i wakacji, kiedy większość osób, pracujących na etacie, odczuwa ograniczenie związane z braniem urlopów i koniecznością dogadania się w tym zakresie ze współpracownikami, szefem itd. Ja nie mam tego problemu. Z okazji świąt zawsze robię sobie minimum tydzień przerwy, aby móc celebrować. Biorę wolne także w inne, ważne dla mnie dni, takie jak na przykład rocznica ślubu.
Oczywiście mogę to wszystko robić dlatego, że nie pracuję na etacie. Z tego też powodu mogę wrócić do pracy, zostawiając 2-miesięczne dziecko w domu. Moja praca poza domem nie zajmie mi więcej niż kilka godzin w tygodniu, a tyle Kaj wytrzyma z innymi członkami rodziny i nawet zapewne potraktuje to jako miłą odmianę.

Wracając do komentarzy, których słucham z okazji powrotu do pracy... Teraz każdy mówi, że mam dobrze... Nikt już jednak nie pamięta, jak to się zaczęło. A było to tak:
Krótko po ślubie, czyli prawie 7 lat temu, zdałam sobie sprawę, że życie rodzinno-domowe jest dla mnie tak ważne, że nie mogę poświęcać większości swojego życia na pracę. W tym czasie pracowałam w międzynarodowej korporacji, mieszkałam w Warszawie. Praca wraz z dojazdami zajmowała mi ok. 11-12 godzin dziennie. Wiedziałam, że to dużo za dużo. Wiedziałam, że nie chcę widywać mojego męża (a w przyszłości także dzieci) tylko kilka godzin dziennie. Wiedziałam więc też, że muszę coś zmienić w swoim życiu zawodowym. Rezygnacji całkowitej z pracy nie brałam pod uwagę nigdy. Zależało mi na równowadze.
Zdecydowałam więc o rezygnacji z pracy na etacie i ze wszystkich bonusów, z którymi wiązała się zależność od korporacji. Weszłam na długą drogę zdobywania doświadczeń, nauki, dokształcania, specjalizacji, wyrzeczeń. Nie było łatwo, tym bardziej, że Piotr w tym samym czasie zrobił dokładnie to samo, co ja. Wtedy otoczenie zastanawiało się, kiedy wrócę do korporacji. Później zastanawiało się, dlaczego tam nie wracam. Jeszcze później nikt nie mógł zrozumieć, dlaczego przeprowadzamy się z Warszawy do Trójmiasta. Do dnia dzisiejszego wielu znajomych uważa, że przeprowadzka nastąpiła z powodów zawodowo-finansowych. Tak jednak nie było.
Pokochaliśmy Trójmiasto. Ja uznałam, że w przyszłości dzieciaki także będą tutaj szczęśliwe, bo z jednej strony morze, ścieżki rowerowe itd., a z drugiej bogata oferta rozwojowo-edukacyjna.

Nic nie dzieje się w życiu samo z siebie. Warto sobie czasem pewne rzeczy zaplanować. Warto zastanowić się, co jest ważne w życiu. Warto rozważyć konsekwencje różnych wyborów. Warto wyznaczyć takie cele, które pozwolą realizować to, co najważniejsze. Warto pamiętać, że wszystko ma swoje plusy i minusy. Warto dostrzegać, że czasami możemy mieć tylko coś za coś (np. mam wolność zawodową, ale nie mam kredytu na mieszkanie, bo banki nie lubią freelancerów).
Nie warto mówić tylko, że ktoś to ma dobrze...
Warto samemu ułożyć życie tak, aby też mieć dobrze. Czasem wystarczy "tylko" świadomie zacząć je kształtować...
Spotykam się z moimi klientami i tym właśnie najczęściej się zajmujemy... świadomym kształtowaniem życia. Uwielbiam tę moją pracę:)

Obsługiwane przez usługę Blogger.